Powódź tysiąclecia we Wrocławiu
Powódź we Wrocławiu | |
Państwo | |
---|---|
Miejsce |
Wrocław |
Rodzaj zdarzenia | |
Data |
12 lipca 1997 – 6 sierpnia 1997 |
Położenie na mapie Wrocławia | |
Położenie na mapie Polski w latach 1993–1998 | |
Położenie na mapie województwa dolnośląskiego | |
51°06′36″N 17°01′20″E/51,110000 17,022222 |
Powódź tysiąclecia we Wrocławiu[1][2] – katastrofalne zalanie znacznej części Wrocławia w czasie powodzi tysiąclecia, która nawiedziła w lipcu 1997 r. Europę Środkową. Na Dolnym Śląsku wylały wówczas wody Odry i jej dopływów, w tym m.in. Bobru, Bystrzycy, Kaczawy, Kwisy, Małej Panwi, Nysy Kłodzkiej, Nysy Łużyckiej, Olzy, Oławy, Ślęzy i Widawy. Wody powodziowe Odry wdarły się do miasta 12 lipca 1997 r., a ostatecznie ustąpiły 6 sierpnia. We Wrocławiu powódź tysiąclecia miała szczególnie ciężki przebieg, ponieważ nałożyły się dwie fale powodziowe: z Odry i Widawy. Ponadto kilka dni przed kulminacją mieszkańcy podwrocławskiej wsi Łany nie pozwolili na jej zalanie, co znacznie obniżyłoby straty. Z powodu specyficznego przebiegu rzeki przez miasto wylew nastąpił niezależnie zarówno w centrum, jak i na północy Wrocławia. Pod wodą znalazło się 40% powierzchni miasta[3].
Szersze tło powodzi
Powódź, która nawiedziła w lipcu 1997 roku południową i zachodnią Polskę, Czechy, wschodnie Niemcy (Łużyce), północno-zachodnią Słowację oraz wschodnią Austrię, doprowadzając na terenie Czech, Niemiec i Polski do śmierci 114 osób oraz szkód materialnych w wymiarze blisko 4,5 miliarda dolarów amerykańskich. Ze względu na tak duże rozmiary zjawiska i strat potocznie nazywana jest powodzią tysiąclecia. W Polsce zginęło 56 osób, a szkody oszacowano na około 3,5 miliarda dolarów[2].
Stan ochrony przeciwpowodziowej
Do wcześniejszych powodzi na Dolnym Śląsku dochodziło wielokrotnie. Tylko na początku XX w. we Wrocławiu miały miejsce dwie: w 1903 i 1905 r. W ich efekcie wybudowano nowoczesny system zabezpieczający – do 1920 r. powstał wrocławski węzeł wodny, złożony z kanałów przeciwpowodziowych, 93 km wałów, 11 jazów oraz 10 śluz żeglugowych, mogący poradzić sobie z wodą o przepływie 2200–2400 m³/s (626 cm). System ten sprawdził się podczas powodzi w latach 1975 i 1985, jednak nie uwzględniał kumulacji fal z więcej niż jednej rzeki, czyli przepływu wody rzędu 3600 m³/s[4].
Początek
Przybór wody poniżej granicy polsko-czeskiej rozpoczął się 5 lipca 1997 r., a następnie w Raciborzu-Miedoni w godzinach 2:00−4:00 kulminacja osiągnęła stan 1045 cm (o 207 cm wyższa niż dotychczas zaobserwowane absolutne maksimum w roku 1985)[5]. Największe straty w dorzeczu górnej Odry zanotowano w powiatach wodzisławskim i raciborskim oraz opolskim. Jeszcze dwa dni przed powodzią lokalne wydanie Gazety Wyborczej informowało: We Wrocławiu nie grozi nam powódź, ale (...) pojedyncze piwnice mogą być podtopione[6]. Do Wrocławia najwyższa fala powodziowa zaczęła docierać 12 lipca, w sobotę, w godzinach południowych[4]. Fakt, że mieszkańcy miasta wiedzieli już z prasy, radia i telewizji, jakie szkody wyrządziła Odra w Raciborzu i Opolu, oraz że dla większości z nich był to dzień wolny od pracy, znacząco wpłynął na ich mobilizację i zdolność do samoorganizacji w działaniach wobec zbliżającego się zagrożenia. Już w poprzedzający czwartek (10 lipca) prezydent miasta Bogdan Zdrojewski, zaalarmowany sytuacją w Opolu, zaapelował do mieszkańców Wrocławia, by zaczęli gromadzić zapasy wody pitnej, a do dyrektorów największych instytucji w mieście – by podjęli stosowne działania przygotowawcze na wypadek powodzi[4]. Na dodatek tuż przed Wrocławiem doszło do połączenia się dwóch szczytowych stanów wód: z Nysy Kłodzkiej i Odry[7].
Protest w Łanach
W czwartek i w piątek rozważano możliwość obniżenia wysokości zbliżającej się do Wrocławia fali powodziowej przez przerwanie wałów w Jeszkowicach i Łanach. Sprzeciw dużej grupy zgromadzonych mieszkańców tych wsi oraz Kamieńca Wrocławskiego, szczególnie w Łanach, uniemożliwił jednak rozlanie wody po tamtejszych polach i zabudowaniach mieszkalnych. Choć prace przygotowawcze i gromadzenie ładunków wybuchowych przez saperów już trwało, a wały zabezpieczone były kordonem policji, ludzie zaalarmowani przez jednego z mieszkańców, 11 lipca w nocy wylegli, by bronić wsi przed zalaniem. Podczas zakładania ładunków wybuchowych doszło do utarczek między saperami a mieszkańcami Łan. Nad ranem wicewojewoda odwołał akcję saperów, a ludność poinformowano, że „zaszła pomyłka”. Ponowną akcję podjął wojewoda, który przyjechał do wsi ok. godz. 18:00, lecz i on nie zdołał przekonać mieszkańców. Wicekomendant wrocławskiej policji Jan Albrechciński odmówił użycia siły. Przebywający tego dnia we Wrocławiu minister spraw wewnętrznych i administracji Leszek Miller domagał się odwołania wicekomendanta. Kolejna decyzja zapadła o czwartej nad ranem. Akcję przeprowadzono z helikopterów, lecz ładunki okazały się zbyt małe, by rozsadzić wały. Przebywający następnego dnia we Wrocławiu premier Włodzimierz Cimoszewicz podpisał weksle in blanco, mające zadośćuczynić stratom po zniszczeniu wsi. Z wekslami do Łanów udali się wojewoda i marszałek sejmiku samorządowego Leon Kieres. Im również nie udało się przekonać mieszkańców[8].
Sytuacja w Łanach była tematem wypowiedzi polityków, etyków, hydrologów, a nawet Najwyższej Izby Kontroli. Postawę mieszkańców Łan tak komentował dziennikarz Gazety Wyborczej:
Łany stały się symbolem. Dla jednych mniejszego zła, czyli próby ocalenia wielkiego miasta kosztem zatopienia kilkuset gospodarstw i domów w piętnastu wioskach; dla innych determinacji zwykłych ludzi z bezduszną, arogancką władzą gotową użyć policji i wojska, by zniszczyć dobytek ich życia w imię ratowania wrocławskich zabytków[8].
Tego samego dnia prezydent Zdrojewski wydał zarządzenie o ewakuacji mieszkańców osiedli graniczących z Wrocławiem od północy i wschodu. Większość mieszkańców odmówiła jednak i została w domach[6].
Przygotowania w mieście
9 lipca o godz. 8:00 prezydent Bogdan Zdrojewski ogłosił alarm powodziowy, a dwa dni później zaapelował do mieszkańców o poczynienie niezbędnych przygotowań: zgromadzenie wody pitnej, świec i butli gazowych. W mieście zapanowała panika, a niektórzy mieszkańcy oskarżali prezydenta o zmowę z rozlewniami wód mineralnych[6]. 11 lipca przystąpiono do budowy szalunków w mieście. Akcję koordynował komitet przeciwpowodziowy a praca odbywała się w systemie zmianowym[9]. Według szacunków Urzędu Miasta ułożono we Wrocławiu od 300 do 480 tysięcy worków z piaskiem[10]. Część worków sprowadzono nawet drogą lotniczą, m.in. aż z Gdańska[11]. Napełniane były piaskiem nie tylko przywożonym w tym celu z piaskowni, istniało powszechne przyzwolenie na wykorzystywanie piasku zgromadzonego do remontów ulic w różnych częściach miasta (m.in. rozkopano w tym celu znaczny odcinek gotowej podsypki przy ulicy gen. Józefa Hallera); opróżniono też przy okazji większość dziecięcych piaskownic we Wrocławiu. Brano także ziemię z trawników[12]. Worki w najbardziej zagrożonych zalaniem punktach miasta układali głównie – zwłaszcza w pierwszych godzinach zagrożenia – gromadzący się spontanicznie wolontariusze[13], na ogół kierujący się w odpowiednie miejsca własnym rozeznaniem topografii najbliższej okolicy, często także w reakcji na komunikaty podawane w radiu i telewizji. Później trafiały w te miejsca także zorganizowane grupy żołnierzy i strażaków z całego kraju.
W piątek, 11 lipca, doszło do przerwania wału przeciwpowodziowego w Siechnicach, co ostatecznie przesądziło o dotarciu fali powodziowej do Wrocławia[11]. 12 lipca ok. godz. 6:00 mieszkańców osiedla Księże Małe zaalarmowali policjanci, ogłaszając przez megafony konieczność natychmiastowej ewakuacji w obliczu nadchodzącej z północnego wschodu (dorzecze rzeki Oławy) fali powodziowej. Znaczna większość mieszkańców pozostała jednak w domach i podjęła przygotowania do odparcia fali powodziowej. W tym celu wykorzystywano każde dostępne źródło piasku, np. całkowicie opróżniono wszystkie okoliczne piaskownice[12]. Właściciele samochodów od samego rana starali się wywieźć swoje pojazdy i zaparkować je w innych częściach miasta, niektórzy desperacko poszukiwali jakichkolwiek wzniesień w okolicy, by uchronić pojazdy przed zniszczeniem. Ok. godz. 13:00 woda przelała się przez ul. Opolską i wdarła na osiedle, w przeciągu godziny osiągając wysokość 180 cm. Zalane zostały m.in. ulice Katowicka, Chorzowska, Bytomska, Tarnogórska, Głubczycka. Przez następne kilka dni żywność i woda były dostarczane przez wojskowe śmigłowce Mi-17, których załogi zrzucały ją na dachy budynków lub spuszczały na linach[14].
Główna fala
W sobotę 12 lipca woda wtargnęła do centrum miasta prawdopodobnie przez Żabią Groblę i ul. Traugutta, gdzie zostały przerwane wały[15]. Następnie przez ul. Kościuszki i ul. Komuny Paryskiej dotarła do fosy miejskiej rozlewając się na okoliczne osiedla, nocą docierając na południu do ul. Piłsudskiego i Dworca Głównego, a na zachodzie płynąc w stronę ul. Legnickiej i osiedla Szczepin[15]. W ten sposób północna część miasta została całkowicie odcięta od południowej. Dopiero w poniedziałek 14 lipca w godzinach popołudniowych udało się wysiłkiem mieszkańców zatamować wodę przy Żabiej Grobli. Ucierpiały również osiedla Zalesie i Zacisze znajdujące się pomiędzy kanałem powodziowym a starym korytem Odry, a przed zalaniem ochroniono Sępolno i Biskupin. Udało się uratować również wrocławski ogród zoologiczny (zginęła tylko jedna zebra, którą wystraszył warkot helikopterów[13]), powódź dotknęła dopiero co odremontowany przed Kongresem Eucharystycznym Ogród Japoński. Woda wdarła się na osiedla, które wybudowano na terenach zalewowych: Kowale, Maślice, Księże Małe, Księże Wielkie, Rakowiec, osiedle Widawa, Pracze Odrzańskie[15].
Szczególnie zniszczone zostało osiedle Kozanów, gdzie nałożyły się fale Odry i Ślęzy[16]. Woda w tym miejscu sięgała nawet pierwszego piętra[12]. Osiedle to zostało wzniesione na polderach zalewowych[15], wobec zwlekania z decyzją przerwania wałów powodziowych i zalania działek rekreacyjnych, sytuacja tam w pewnym momencie stała się krytyczna. Podobnie do pierwszego piętra sięgała woda na Rakowcu (tzw. Trójkąt Bermudzki), a znajdujące się tam kamienice sprzed II wojny światowej, nierzadko z drewnianymi stropami, ucierpiały tak bardzo, że wiele z nich trzeba było zburzyć (kilka z nich zawaliło się samych; nikt przy tym nie ucierpiał). Na Szczepinie woda utrzymywała się wyjątkowo długo z racji ukształtowania terenu. Najdłużej powódź utrzymywała się na Kozanowie i Księżu Małym, gdzie jeszcze kilka dni po przejściu fali dojście do budynków możliwe było tylko przy pomocy pontonu lub kajaka[17].
16 lipca woda zaczęła wycofywać się ze Śródmieścia. Tego dnia ruszyła komunikacja autobusowa. W piątek 18 lipca poziom wody na punkcie pomiarowym w Trestnie obniżył się o ponad 1,5 metra; zaczęła odpływać woda z Popowic. Tego samego dnia spodziewana była druga fala powodzi; prezydent zarządził natychmiastową ewakuację mieszkańców północno-zachodnich dzielnic miasta, m.in. Leśnicy i Pracz Odrzańskich. Sytuację pogorszył padający w tych dniach ulewny deszcz. Dopiero ok. 22 lipca zaczynają się osuszać tereny koło Siechnic. Zdesperowani mieszkańcy tej miejscowości zablokowali drogę do Wrocławia. 23 lipca wystąpiła z brzegów Ślęza (wskutek cofki[3]) i ponownie zalała Kozanów oraz Muchobór. Druga fala powodziowa doszła do Wrocławia 25 lipca około godz. 18:30, ponownie zalewając Siechnice[18].
Akcja ratunkowa
Akcję przeciwpowodziową prowadziły: istniejące wówczas Wojewódzki Komitet Powodziowy, Rejonowy Komitet Powodziowy oraz powołany specjalnym zarządzeniem prezydenta Miejski Komitet Powodziowy[4]. Dużą akcję przeprowadzono w nocy z 12 na 13 lipca na Ostrowie Tumskim, starając się ratować najcenniejsze zabytki. Oprócz wolontariuszy pracowała straż pożarna, która kontrolowała przepływ dużych przedmiotów: drzew, kontenerów a nawet kiosku, które w każdej chwili mogły uderzyć w newralgiczne miejsce, np. przęsło mostu[7]. Z innych ważnych obiektów ratowano m.in. dworzec główny, bibliotekę Ossolineum i zbiory Muzeum Narodowego[4]. Pracowano nawet z narażeniem zdrowia i życia. Jak wspomina Bogdan Zdrojewski
W pewnym momencie jeden ze strażaków za mocno wbił w płynące drzewo bosak i chcąc go ratować, niewiele brakowało, a wykonałby skok do wody podobny do skoku o tyczce. Po prostu siła wody była gigantyczna. Z trudem utrzymano go na brzegu. Podobnie było z młodym człowiekiem, który próbował podczas obrony ogrodu zoologicznego wyciągnąć z wody jakiś płynący przedmiot. Tam, nurt był dość szybki i pewnie tylko refleksowi kolegów zawdzięcza życie[7].
Przy pracach ratunkowych brało udział ok. 5 tys. osób[13] a podczas całego okresu powodzi pomagało 20 tys. osób[19].
Aby uchronić przed zalaniem południowe dzielnice miasta, konieczne było utworzenie zapory na linii wiaduktu kolejowego biegnącego od Brochowa, przez Dworzec Główny i dalej w kierunku dzielnicy Fabryczna. W efekcie woda zmuszona została do płynięcia wąskim pasem przez miasto, aby połączyć się z pierwotnym nurtem w okolicach Kozanowa[16]. Plan ten się udał i do zatopienia południowych dzielnic ostatecznie nie doszło.
Akcja ratunkowa napotykała również na przeszkody biurokratyczne. Prezydent miasta starał się o natychmiastowe zaszczepienie mieszkańców przeciwko durowi brzusznemu i tężcowi, na co nie uzyskał zgody. Brakowało współpracy między instytucjami centralnymi i pojawiały się problemy związane z podziałem kompetencji: za urządzenia hydrotechniczne odpowiadały służby państwowe. Brakowało również decyzji finansowych. Jednym z kuriozalnych zarzutów było zastrzeżenie Najwyższej Izby Kontroli, że prezydent Zdrojewski podczas powodzi nie podpisywał listy obecności[7].
Równolegle z akcją ratunkową przebiegała akcja pomocy humanitarnej dla mieszkańców zalanego miasta. Do miasta przyjeżdżały konwoje z pomocą, mimo że wjazd do miasta był utrudniony[17]. Największe centrum koordynacyjne pomocy znajdowało się w budynku Poltegor (tam miała swoją siedzibę m.in. Telewizja Dolnośląska). Pracowali tam m.in. prezydent, policja oraz wolontariusze[20].
Życie miasta
W pierwszych dniach Odra zalała cmentarz i wysypisko śmieci, brak energii elektrycznej dotknął także newralgiczne miejsca, w tym szpitale. Zapas szczepionek szybko się skończył, a mieszkańcy zaczęli obawiać się epidemii[13]. W całym mieście była wyłączona woda, niektóre osiedla były odcięte od energii elektrycznej, ponadto nie działały telefony i w dużej części komunikacja miejska. Do budynków odciętych wodą żywność dostarczano trzydziestoma wojskowymi helikopterami Mi-17. Korzystano z nielicznych studni, m.in. na rondzie Powstańców Śląskich[17]. Ludzie gromadzili się na dachach zalanych budynków, tam odbywało się życie towarzyskie, stamtąd również komunikowano się ze światem zewnętrznym. Media, a zwłaszcza radio i Telewizja Dolnośląska informowały o sposobie komunikacji ze śmigłowcami: biały kolor oznaczał potrzebę pomocy doraźnej, czerwony – medycznej. Nie zabrakło również zjawisk patologicznych: policja zatrzymywała osoby spekulujące na cenach wody mineralnej, niektórzy żądali 200 zł za przejazd pontonem, zdarzały się również włamania do opuszczonych na czas powodzi mieszkań. Policja aresztowała mężczyznę, który w swoim mieszkaniu zgromadził koce i łóżka polowe, prawdopodobnie celem odsprzedaży z zyskiem. Osoby czerpiące korzyści materialne ze sprzedaży darów dla powodzian miały być karane z artykułu 204 par. 2 k.k. dotyczącego przywłaszczenie mienia powierzonego, za co groziła kara od 6 miesięcy do 5 lat więzienia[21].
Podczas powodzi najważniejszym zadaniem było uratowanie miasta. Podczas mszy w kościele przy ul. Wittiga proboszcz powiedział do uczestników mszy: pomodlić możemy się kiedy indziej, teraz bierzcie łopaty i gumowe buty i idźcie ratować zoo[13].
Sklepy spożywcze w centrum otworzono w poniedziałek 14 lipca. Wśród najbardziej poszukiwanych artykułów były pieczywo, papierosy i baterie. Mimo utrudnień większość nie miała kłopotów z zaopatrzeniem. Wrocławski PDT został otwarty po południu i sprzedawał najpotrzebniejsze artykuły spod uniesionej kraty głównego wejścia. Policja zwróciła się do sklepów, by w miarę możliwości zaczęły prowadzić sprzedaż obwoźną i z pontonów do zalanych dzielnic. W wyniku braku prądu niektóre towary, np. lody, sklepy rozdawały za darmo. Normalnie działały apteki, a w przypadkach chorób przewlekłych nie trzeba było mieć recepty, wystarczyło pokazać opakowanie leku[22].
Nie zabrakło również sytuacji humorystycznych, na przykład nurkowania młodych mężczyzn do sklepu monopolowego[13]. Inną sytuację wspomina ówczesny prezydent Bogdan Zdrojewski:
Zdziwiony byłem np. reakcją bardzo młodego człowieka, który wyhamował swój kajak na widok czerwonego światła na jednym z zalanych skrzyżowań. Popatrzył w lewo, prawo i popłynął dalej[7].
Mimo poważnej atmosfery po mieście krążyły liczne dowcipy, specyficznie nawiązujące do powodzi, na przykład Dzwoni pani i mówi, że na podwórku ma dwa psy na łańcuchu. – A na jak długim? – pytają w komitecie powodziowym. – No, ze dwa metry. – Łańcuch przedłużyć – słyszy w odpowiedzi – będzie szła fala trzymetrowa[23].
Reakcja mieszkańców na powódź były różne w zależności od wieku. Dla młodych był to przeciwnik, z którym należało się zmierzyć, i potraktowali ją z niemal sportowym zaangażowaniem, starsi widzieli w niej zagrożenie dla swojego dobytku oraz rzeczy mających dla nich wartość sentymentalną, a nawet zagrożenie życia. Mimo to w działaniu nie było widać różnic[7].
Media
Od początku w sprawy powodzi zaangażowała się Telewizja Dolnośląska. 9 lipca na antenie tej telewizji sztab przeciwpowodziowy ogłosił stan alarmowy dla województwa wrocławskiego. Stopniowo zwiększano czas antenowy przeznaczony na informacje o powodzi, od 10 lipca bieżące informacje pojawiały się również w nocy. Od soboty 12 aż do 16 lipca wiadomości powodziowe nadawane były non stop. Do zainicjowanej przez stację akcji włączyli się prezydent Bogdan Zdrojewski i wojewoda Janusz Zaleski. Telewizja współpracowała również z redakcjami Słowa Polskiego i lokalnymi rozgłośniami radiowymi[24].
Stacja oprócz działalności informacyjnej zajmowała się koordynowaniem działań służb i ochotników walczących z powodzią, a redakcja została przekształcona w sztab antykryzysowy. Zajmowano się zarówno organizowaniem worków, piasku, ochotników jak też dystrybucją i koordynacją pomocy dla osób dotkniętych powodzią. Uruchomiono kilkadziesiąt numerów telefonicznych, zarówno stacjonarnych jak i komórkowych, przez które pomagano w poszukiwaniu zaginionych osób[24]. Do swojej zwykłej ramówki telewizja wróciła dopiero 28 lipca[25].
Drugim ośrodkiem informacji, ważnym zwłaszcza dla osób pozbawionych elektryczności, było Radio Wrocław[26]. Głód informacji wśród mieszkańców miasta był duży, konwoje humanitarne spotykały się często z prośbami o baterie do radia[17].
Powódź dotknęła także redakcje Gazety Wrocławskiej i dolnośląskiej Gazety Wyborczej, ale obie te gazety miały swoje drukarnie w miejscowościach poza Wrocławiem; Gazeta Wrocławska przeniosła swoją redakcję do drukarni w Bielanach[27].
Seriale o powodzi
Powódź tysiąclecia, która dotknęła Polskę w lipcu 1997 roku stała się inspiracją dla twórców filmowych. 5 października 2022 roku na platformie Netflix pojawił się serial Wielka woda[28]. Produkcja bezpośrednio opowiada o wydarzeniach z lipca 1997, kiedy to fala powodziowa zbliżała się do Wrocławia. Serial wyreżyserował Jan Holoubek i Bartłomiej Ignaciuk.
Skutki powodzi
W wyniku powodzi zostało zalanych i podtopionych 2583 budynków mieszkalnych[29]. W wyniku akcji ratunkowej uratowano zabytki wrocławskiego Śródmieścia, m.in. cały Ostrów Tumski i Wyspę Piasek, a także rynek, dworzec główny i bibliotekę Ossolineum. Zalany został budynek filharmonii, zdołano jednak uratować fortepiany. Podtopiony został parter Akademii Muzycznej. Zalało również Teatr Polski i sąd wojewódzki. Ponadto w wyniku powodzi ucierpiały trzy hale sportowe, port miejski, zakład uzdatniania wody oraz dopiero wyremontowany Dworzec Świebodzki[30]. Ponadto odbudować należało 44 km dróg oraz 21 mostów, kładek i wiaduktów. Remonty kosztowały miasto 132 miliony złotych, ponadto uzyskano 115 mln zł dotacji: 66,2 mln zł z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, 43 mln zł z Banku Światowego i 5,7 mln zł z programu Phare[29]. Podjęto również decyzję modernizacji wrocławskiego węzła wodnego, a także wykonania kanału Odra-Widawa. W roku 2017 wrocławski węzeł wodny był przygotowany na przepustowość 3100 m³/s, ponadto wybudowano nowe wały, a stare zostały wzmocnione, udrożniono i poszerzono koryta Odry. Poprawiono również zabezpieczenie miasta w piasek do 300 tys. worków (20 tys. m³). Przeprowadzony remont Grobli Kozanowskiej spowodował, że osiedle jest bezpieczne w wypadku podniesienia stanu wody[31].
Zobacz też
Przypisy
- ↑ Janusz Fąfara: Bądźmy wodolubni a nie wodoodporni. zegluga.wroclaw.pl, 7 listopada 2011. [dostęp 2013-06-06]. [zarchiwizowane z tego adresu (2014-07-16)].
- ↑ a b IAR: Powódź "tysiąclecia". polskieradio.pl, 1 lipca 2012. [dostęp 2013-06-06].
- ↑ a b Mirosław Maciorowski , Jacek Harłukowicz , Fikcja wielkiej powodzi we Wrocławiu. Obalamy osiem mitów, „Gazeta Wyborcza”, 26 maja 2010 [dostęp 2017-10-08] .
- ↑ a b c d e Skotnicka 2012 ↓, s. 21.
- ↑ Dorzecze Odry Powódź 1997. Wrocław: Międzynarodowa Komisja Ochrony Odry przed Zanieczyszczeniem, 1999, s. 10–13. ISBN 83-916202-6-3.
- ↑ a b c Skotnicka 2012 ↓, s. 22.
- ↑ a b c d e f Michał Hernes: Bogdan Zdrojewski: Wrocław nie jest gotowy na nadejście powodzi. [w:] Tu Wrocław [on-line]. 2017-07-08. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ a b Jacek Antczak: Powódź 1997. Dramatyczne starcie mieszkańców z saperami i policją o wysadzenie wału pod Wrocławiem. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2017-07-06. [dostęp 2017-10-07].
- ↑ Skotnicka 2012 ↓, s. 22–23.
- ↑ Paweł Prochowski: Powódź Tysiąclecia – minęło dwadzieścia lat od wielkiej wody we Wrocławiu. [w:] Tu Wrocław [on-line]. 2017-07-15. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ a b Barbara Piedgoń: 24.07.1997: Pospolite ruszenie. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2007-05-30. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ a b c Marcin Walków: Powódź 1997 we Wrocławiu. Dokładnie 18 lat temu do Wrocławia wdarła się Wielka Woda. [w:] Gazeta Wrocławska [on-line]. 2015-07-12. [dostęp 2017-10-07].
- ↑ a b c d e f Ewa Wilczyńska: 19 lat od powodzi we Wrocławiu. Wspomnienie wielkiej wody. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2016-07-12. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Skotnicka 2012 ↓, s. 22–25.
- ↑ a b c d Skotnicka 2012 ↓, s. 23.
- ↑ a b Marian Maciejewski: 14.07.1997: Walka o Ostrów. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2007-05-30. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ a b c d Robert Ciechanowski. Jeśli istnieje piekło to jest tam woda. „Tygodnik Nowy”, s. 1, 4–5, 1997-07-22. Wydawnictwo A.S..
- ↑ Powódź 1997 we Wrocławiu. 19 lat temu miasto było pod wodą. 2016-07-12. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Skotnicka 2012 ↓, s. 26.
- ↑ Aneta Augustyn: Stąd widać całe miasto. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2007-05-30. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Skotnicka 2012 ↓, s. 24.
- ↑ Agnieszka Kołodyńska: 15.07.1997: Płyniemy na zakupy. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2007-05-29. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Wrocław na fali. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2007-05-30. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ a b KRRiTv: Media w czasie powodzi. 2008. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Skotnicka 2012 ↓, s. 23–24.
- ↑ Skotnicka 2012 ↓, s. 2r.
- ↑ Powódź we Wrocławiu: 12 lipca 1997 r. wiele osób zapamięta do końca życia. [w:] Gazeta Wrocławska [on-line]. 2017-07-12. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Wielka Woda [online], wroclaw.pl [dostęp 2022-09-09] (pol.).
- ↑ a b Maciej Miskiewicz: Powódź Tysiąclecia – bilans dziesięciolecia. 2007-07-12. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Agata Saraczyńska: 15.07.1997: Trzeba pomóc wodzie wyjść. [w:] Gazeta Wyborcza [on-line]. 2007-05-30. [dostęp 2017-10-08].
- ↑ Marta Gołębiowska: Pomagał przy Powodzi Tysiąclecia. "Wrocław będzie w pełni bezpieczny za dwa lata". 2017-07-12. [dostęp 2017-10-08].
Bibliografia
- Małgorzata Skotnicka. Powódź tysiąclecia – wrocławska fala wspomnień. „Pamięć i Przyszłość”. 2 (16), 2012. ISSN 1899-508X.